wtorek, 19 listopada 2019

FOE DEVIOUS – Tha 1st Sicness

  [Ryde Or Dye 2001]  

* To jedna z płyt, jaką hurtem ściągnąłem kiedyś z USA, płacąc za ship jak za zboże... Tu przede wszystkim spodobała mi się okładka, ale i cena - płyta kosztowała mnie raptem 10 złych - dziś lata po 100 euro... Te kilkanaście lat temu album był mocno propsowany przez fanów podziemnego hardkoru z okolic LA. Nie odmawiam typowi skillsów - zawartość liryczna jest może mocno oklepana, ale podana w ciekawym sosie stylowym, więc wchodzi w miarę dobrze - choć może denerwować niechlujny czasem offbeat i braki w rymach. Inna sprawa to muzyka, która brzmi... hmmm... wyjątkowo. Wygląda, jakby robili ją na amigowym protrackerze, samplując ze zjechanych taśm. Szumi, trzeszczy, choć klimatu odmówić nie można. Płyta jest więc dość ciekawa, jest parę fajnych rzeczy, ale i nie każdego numeru da się posłuchać.   

* This is one of those reecords I took from the USA, paying for the ship twice as for the records... Here I liked the cover and the price - only $2,5, today it goes for about $120. Many years ago the album was propsed by the fans of underground hardcore music from LA. I don't deny his skills - the lyrical content is as usual, but served in a real nice sause, so it is listenable. Some may be annoyed by scruffy offbeat and lacks of rhymes. Music is the other thing, it sounds... hmmm... unique. It sounds like it was made on Amiga's Protracker, sampling from old tapes. It crackles, hums, but there's kinda mood here. The album is quite interesting, there are some nice moments, but not everything is worth listening.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz