niedziela, 8 marca 2020

SEAN PAUL – Imperial Blaze

   [VP 2009]

* Lubię ragga i mam sporo jamajskich płyt - a akurat Sean Paul urzekł mnie singlami ze swojego drugiego albumu. Ja wiem, że były komercyjne, ale bardzo dobrze brzmiały. Debiut był podziemny i dość surowy, druga i trzecia płyta to hity, ale czwarta... No niby również odniosła sukces, ale to już zdecydowanie nie to samo - przynajmniej ja byłem rozczarowany... Chociaż nie tylko, bo w recenzjach mieszali płytę z błotem - bo i jest za co. Muzyka to mainstreamowa papka, czasem przyjemna, czasem irytująca - w większości wypadków raczej nie zahacza o uszy. To samo z Sean Paulem. Niby ten styl jest oryginalny i słychać od razu, że to on, ale z drugiej strony liryczna papka, jaką serwuje powoduje, że człowiek się wyłącza. Doskonała płyta w tle jakiejś roboty - nie angażuje, nie odrywa od pracy, ot brzęczy sobie. Przeciętniak. 

* I like ragga and I have a lot of Jamaican records - but Sean Paul got me with his  singles off his second album. I know it was commercial, but they sound good. The debut was raw and underground, the second and third were just hits, but the fourth one... Well, it was also successful, but it ain't the same no more - at least I was disappointed. Well, not only me, because the reviews were not good - and this is truth. Music is a mainstream mash, sometimes nice, sometimes irritating - most beats just don't get into your ears. The same when it comes to Paul. He has got that original stylin and you can tell instantly, that is really him, but the lyrical bullshit he serves here makes a listener just switch off the attention. Great album for the bakcgroung during work - doesn't engage, doesn't take your mind away from the activity. Mediocre.


So Fine
Press It Up
Hold My Hand

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz